Pogłębiają się różnice pomiędzy najbogatszym a najbiedniejszym regionem w Polsce

 

Dlaczego okolice Szczecina, nasz berliński przyczółek, to najwolniej rozwijający się region Polski? Bo źle wykorzystał swoje pięć minut, a mimo że blisko stąd do Berlina, leży na peryferiach Polski.
Czy ściana wschodnia jest skazana na wleczenie się w ogonie Polski? Nie, Rzeszów i Lublin pokazują, że można zacząć błyszczeć po latach marginalizacji i powoli awansować nawet z końca stawki.

Z danych GUS dotyczących tempa wzrostu PKB w regionach Polski wynika, że powyżej średniej dla całego kraju jest tylko parę województw. Wiadomo jednak, że by powiedzieć cokolwiek o rozwoju naszego kraju, trzeba spojrzeć o pięterko niżej - na podregiony. Wówczas zobaczymy, że w dynamicznie rosnącym Mazowieckiem mamy też blado wyglądający Radom, a w Małopolskiem - Oświęcim.

Przez dekadę (2000-2010) nasza gospodarka realnie urosła o ponad 46 proc. Jednak różnice między najbiedniejszymi a najbogatszymi regionami się pogłębiły. Wartość PKB wytworzona w najprężniejszym regionie była na początku dekady ponad 25 razy większa niż w najsłabszym regionie. Po dziesięciu latach ten rozstrzał wzrósł do 29.

W regionie ełckim 11 tys. zł na głowę, w stolicy 54,9 tys. zł

Podobnie jest z wartością PKB na mieszkańca - w 2000 roku w regionie ełckim na głowę przypadało 11 tys. zł, a w stolicy 54,9 tys. zł (różnica niespełna pięciokrotna). W 2010 roku w regionie ełckim było 19,7 tys. na mieszkańca, a w Warszawie - prawie 112 tys. zł (czyli 5,66 razy więcej).

Co się rozwija? Metropolie i tereny wokół nich. Dlatego że trafiają tam inwestorzy, którzy zatrudniają ludzi kształcących się i mieszkających w dużym mieście (tak jest np. w Kobierzycach pod Wrocławiem, Tarnowie Podgórnym pod Poznaniem lub Niepołomicach pod Krakowem). A ponadto pod wielkie miasta wyprowadzają się bogaci mieszkańcy. Proces ten nazywamy suburbanizacją.

Po drugie, regiony zasobne w surowce lub je przetwarzające: miedź pod Lubinem, ropę naftową w Płocku, węgiel w Bełchatowie.

Na tym rosną też potęgi lokalnych samorządów. Dzięki potężnym płatnikom podatku od nieruchomości i od kopalin gminy takie jak Kleszczów czy Bełchatów nie mają problemów z finansami, nie zaciągają długów, kumulują gotówkę.

I choć efekt kuli śnieżnej działa w ten sposób, że dobrzy stają się bardzo dobrzy, to przy okazji zainteresowanie inwestorów rozlewa się na inne regiony, dzięki temu nie są one pogrążone w stagnacji. - Na początku lat 90. byliśmy dla firm z Zachodu jak terra incognita. Jeśli przyjeżdżały, to do stolicy. Powoli odkrywały jednak inne duże miasta: Wrocław, Kraków, Poznań. A teraz śmiało lokują się też w Łodzi czy Trójmieście, które przez całe lata były niedoceniane. W końcu jednak zebrała się pewna "masa krytyczna" i inwestycje ruszyły lawinowo - mówi dr Maciej Tarkowski z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową i Uniwersytetu Gdańskiego.

Potęga mocnych widoczna jest jeszcze bardziej w gorszych czasach. Gdy w 2009 i 2010 roku Polsce udało się pozostać zieloną wyspą i utrzymać wzrost gospodarczy, to w ośmiu podregionach PKB się skurczył, a w sześciu najlepszych tempo wzrostu nawet w ciężkich czasach przekraczało 10 proc. (w zasobnym w miedź podregionie legnicko-głogowskim wyniosło aż 23,2 proc. w dwa lata).

W gorszych czasach słabym idzie gorzej

- W gorszych czasach słabym idzie gorzej. Nie mają żadnych mechanizmów uodparniających: nie są konkurencyjni, wydajni, nie działają na rynku globalnym, nie mają zróżnicowanej gospodarki, która ułatwiałaby miękkie lądowanie - tłumaczy Grzegorz Gorzelak.

Ciekawe, że zachód Polski radzi sobie stosunkowo słabo. Nie pomaga bliskość Niemiec, dobra (wydawałoby się) infrastruktura, miliardy najpierw marek niemieckich, a potem euro zostawianych przez Niemców w naszych sklepach i na bazarach.

Szczecin to wielki przegrany dekady - tam wzrost wyniósł jedynie 14,3 proc. Jak to możliwe, skoro w rankingach atrakcyjności inwestycyjnej co roku znajduje się tuż za podium? Według najnowszego zestawienia Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową Zachodniopomorskie zajmuje szóste miejsce, przed Pomorskiem, Łódzkiem czy Lubuskiem.

- Szczecin był kiedyś ważnym portem dla Berlina, teraz już nie jest. Żeby odbudować tę pozycję, trzeba mieć nie tylko silne władze lokalne, ale też dobre relacje z władzą centralną. A tu Szczecin nigdy nie miał mocnej pozycji - wyjaśnia Tarkowski.

Szczecin nie ma też wystarczającej liczby odpowiednio wykształconych absolwentów. Wystarczyło, że pojawił się tam jeden inwestor, który otworzył centrum usług księgowych, a wyczyścił rynek pracy na dwa lata i zablokował rozwój w tej branży.

Kolejny powód: im więcej autostrad budujemy, tym mniejsza atrakcyjność terenów leżących przy samej granicy, dobrze skomunikowanych z bogatym Zachodem. Bo gdzie indziej też już się da dojechać.

Blednie wiodąca pozycja Śląska

W ten sposób blednie nieco wiodąca pozycja Śląska, od początku numeru jeden rankingu atrakcyjności.

Na drugim biegunie znajduje się ściana wschodnia. Ekonomiści podkreślają jednak, że wyróżniają się tam dwa regiony: rzeszowski i lubelski. Pierwszemu udaje się rozwijać specjalistyczny przemysł, drugi robi ostatnio bardzo dużo, by poprawić swoją atrakcyjność. - Wydawałoby się, że słabi powinni podążać drogą silnych. A to błąd. Nie da się tam ściągnąć wielkich inwestorów, ciężkiego przemysłu, tysięcy miejsc pracy. Będą się tam raczej lokowały firmy niszowe, wyspecjalizowane, mogą powstawać centra usługowe, bo Lublin to silny ośrodek akademicki - twierdzi Maciej Tarkowski.

Co ciekawe, nie samą ekonomią stoi potencjał gospodarczy regionów. Zdaniem ekspertów tam, gdzie jest bogate, autonomiczne życie kulturalne, tam są lepsze warunki dla inwestycji w nowoczesne technologie. Dlaczego? Bo kulturalny ferment sprzyja tolerancji, swobodnej wymianie poglądów. A od tego już tylko krok do innowacyjnych pomysłów.

I choć trudno nie ubolewać nad rosnącymi różnicami w rozwoju poszczególnych regionów Polski, to nie zapominajmy, że regiony są naszym atutem. Czechy, Węgry i Słowacja to bowiem państwa jednego miasta, a u nas jest wiele ośrodków mogących ciągnąć wzrost w górę. I to nas ratuje. 

 

Źródło Wyborcza.biz